niedziela, 21 stycznia 2018

Las Vegas- hit czy kit?

Las Vegas- hit czy kit?


Las Vegas w obecnej formie powstało po to by możni tego świata mogli się dobrze zabawić, porządnie napić i puścić morze kasy wtedy, gdy w innych miastach w latach 50-tych zaostrzano przepisy dotyczące  hazardu aż w końcu całkowicie go zakazano. I jeśli podejdziemy w ten sposób do tego niewydarzonego miasta w środku pustyni, z lekkim przymrużeniem oka i z dużą dozą dystansu i humoru to spędzimy tam naprawdę miłe chwile. Architektonicznie centrum miasta to tak naprawdę stolica kiczu  a budynkiem, który wyznaczył  standardy luksusu jest otwarty w 1989 roku hotel The Mirage ze złoconymi oknami. We wszystkich większych hotelach swoje autorskie restauracje mają najwięksi szefowie kuchni, również ci znani z telewizji jak choćby Gordon Ramsay:


Każdy kolejny hotel to budynek jeszcze większy, jeszcze bardziej złoty, fikuśny i czadowy.A wszystko to przy głównej ulicy Las Vegas Strip. Bo w Ameryce wszystko musi być "naj".Znajdziemy tam Bellagio, znany chociażby z filmu Ocean`s Eleven z fantastycznymi fontannami, które tańczą do muzyki- my trafiliśmy  na funkowy przebój Bruno Marsa "Uptown Funk"


W Las Vegas znajdziemy po trosze cały świat od Ameryki do Ameryki






Strip jest  świetnym miejscem do mieszkania. Ale mało kto jak już tam jest ma chęć wyściubić nos poza ten hotelowy festiwal. A Las Vegas ma coś więcej do zaoferowania- jest tam coś co się nazywa Old Town z główną ulicą Fremont Street.Tak, dokładnie- to ichnia starówka, na której znajdziemy  wystylizowany deptak z dachem, który jednocześnie jest ekranem telewizyjnym,  pod którym ciągną się liny, na których można się przejechać z jednego końca na drugi- oczywiście odpłatnie.







Są tam też oryginalne neony z lat 50-tych, sceny koncertowe, kasyna, puby, bary i restauracje, mnóstwo ulicznych przebierańców lub rozbierańców oraz drinki, których nie da się rozlać:










Taksówkarz, który wiózł nas do hotelu polecił nam jedną wyjątkową gastro-miejscówkę- to Heart Attack- miejsce szczególne, w którym serwują największe na świecie hamburgery, ale jak do tej pory chyba jeszcze się nie urodził taki, któremu udałoby się pobić rekord Guinessa widniejący przy poczwórnym hamburgerze.


Ale to nie wszystko. Pierwszym pytaniem jakie usłyszymy wchodząc do Heart Attack to czy chcemy być hospitalizowani. Jeśli wyrazimy zgodę nasze okrycia wierzchnie wędrują do szatni a urocza kelnerka w stroju pielęgniarki- skryte marzenie większości facetów- przebiera nas w szpitalne fartuchy i prowadzi do stolika.



Niektóre napoje podawane są w formie kroplówek a podwójny hamburger ma wysokość puszki 0,33l:




Jest to lokal przemyślany od początku do końca, jedzenie jest naprawdę smaczne, tłuste i na wskroś amerykańskie, obsługa przesympatyczna także jeśli kiedykolwiek odwiedzicie Las Vegas, zajrzyjcie tu.
Pomiędzy starą częścią miasta a Stripem, które dzieli jakieś 6 kilometrów w linii prostej znajdziecie mnóstwo pawn shopów czyli lombardów gdzie można kupić praktycznie wszystko- to właśnie w tych lombardach kręcone są tak popularne programy telewizyjne.Znajdziecie też rozliczne kaplice, w których można wziąć szybki ślub.
I tu chciałabym obalić mit ślubu w Las Vegas- jeśli nie ma się przy sobie dokumentu potwierdzającego wcześniejsze zawarcie związku małżeńskiego w USC lub innej instytucji nikt nam ślubu nie udzieli. Można natomiast wykupić pakiet- ślub w urzędzie plus ślub w kiczowatej kapliczce także każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Odpowiadając na tytułowe pytanie ciężko jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli szukamy wrażeń rodem z Monte Carlo, to będziemy rozczarowani. Jeśli podejdziemy do  Las Vegas jak do wycieczki do parku rozrywki czy jazdy na roller coasterze to będziemy się świetnie bawić. I tak chyba generalnie należy podchodzić do nowych miejsc : z otwartą głową, bez stereotypów, bez nadmiernie przerośniętych oczekiwań, bez porównywania z innymi miejscami, do których jesteśmy przyzwyczajeni. W las Vegas naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie- można spędzić czas w kasynie, które są dosłownie na każdym kroku, można szperać po lombardach, zwiedzać hotele,można wybrać się na zakupy do świetnego outletu, można leżeć na basenie i sączyć drinki a wieczorem szaleć na dyskotekowym parkiecie lub  wynająć samochód i pojechać do pobliskiej Doliny Śmierci lub do Zion Park, ale o tym już następnym razem.




środa, 13 grudnia 2017

Page- Podkowa- Kanion Antylopy

Page- Podkowa- Kanion Antylopy

Nawet teraz, prawie rok po wizycie w Page i po zobaczeniu na własne oczy Kanionu Antylopy czy Podkowy (Horseshoe Bend) świadomość tego faktu robi na mnie wrażenie. Po pierwsze dlatego, że nawet nie przypuszczałam, że uda mi się zorganizować tak bogatą w atrakcje podróż, po drugie, że to co oglądałam na zdjęciach jest tysiąc  razy atrakcyjniejsze na żywo. I dosłownie człowieka aż zatyka gdy staje twarzą w twarz z takimi widokami, zwłaszcza , że zbliżając się do Podkowy nic nie zapowiada takiego widoku.
Samochód trzeba zostawić na parkingu kilkaset metrów dalej i ostatni odcinek pokonać na piechotę wspinając się nieco pod górę. I gdy już dochodzi się do krawędzi urwiska oczom naszym ukazuje się taki widok:



Oczywiście roi się tam od ludzi, ale bez problemu wszyscy ustępują sobie miejsca aby zrobić zdjęcia. Jest to też jedna z nielicznych atrakcji, która jest całkowicie bezpłatna.
Nie trafiliśmy niestety na słoneczną pogodę, ale i tak kolory skał i rzeki Kolorado mienią się feerią barw.

Wybierając się z kolei do Kanionu Antylopy najlepiej jest kupić wcześniej bilety przez internet (koszt ok.40$) Ważna jest też pora dnia naszej wizyty ze względu na światło (godziny poranne), choć w styczniu nie miało to większego znaczenia.
Natomiast na pewno warto zaopatrzyć się w statyw ze względu na mimo wszystko trudne warunki oświetleniowe (Upper Canyon ma miejscami 30 metrów głębokości).
Oczywiście cena za najlepsze godziny zwiedzania jest wyższa, ale warto dołożyć te kilka dolarów. Poza tym w cenie mamy transport do i z Kanionu, opiekę przewodnika oraz opłatę za wejście na teren rezerwatu. Przed wyjazdem grupy można załapać się na pokaz indiańskiego tańca z użyciem kilku  hula hop a potem oczywiście wrzucić co łaska.


Wracając do wycieczki-nie liczcie na to, że będziecie zwiedzać w małych grupach.
Indianie zarządzający tym biznesem upychają tyle ludzi ile się da a do Kanionu grupy wchodzą w odstępie kilku minut więc tempo przejścia jest z góry narzucone.
Wybierając termin należy unikać pory deszczowej gdyż wtedy Kanion jest niedostępny ze względu na przypadek utonięcia 11 turystów w 1997 roku- jakby nie było do Kanionu podczas deszczu leje się woda i występuje zjawisko powodzi błyskawicznej-woda nie wsiąka w podłoże tylko tworzy rwący nurt. To również powoduje, że jego struktura wciąż ulega zmianie.

A teraz już dość opisu, czas przejść do zdjęć:












Komentarz zbędny, prawda?

Co do jedzenia w Page- część restauracji zamykają ok.15.00- mieliśmy upatrzoną jedną ze stekami, ale niestety pocałowaliśmy klamkę.
Dzięki temu jednak trafiliśmy do innej, którą z kolei dopiero co otwierali, i którą ze spokojem mogę polecić pomimo przedziwnego wystroju. Posiłki może nie należą do najtańszych, ale bardzo miłym akcentem jest bezpłatny bar sałatkowy:








A gdyby było Wam mało atrakcji zawsze można popływać łódką po jeziorze Powella lub kajakiem po rzecze Kolorado.

niedziela, 12 listopada 2017

Monument Valley

Monument Valley



Kolejnym głównym punktem na naszej trasie miał być Grand Canyon....No cóż, jego masyw widać na powyższym zdjęciu i tyle w zasadzie musiało nam wystarczyć. A wszystko za sprawą pogody.
Poranek we Flagstaff przywitał nas półmetrową warstwą śniegu i ujemną temperaturą. Nie tego się spodziewaliśmy. Nasz samochód wyposażony w letnie opony odśnieżaliśmy hotelowymi ręcznikami, bo nic innego pod ręką nie było. Ale nie to było najgorsze.
Na skutek złych warunków atmosferycznych  drogi dojazdowe do Wielkiego Kanionu zostały zamknięte więc nie pozostało nam nic innego jak przyjąć niepowodzenie organizacyjne na klatę i na bieżąco przeorganizować trasę. W takich sytuacjach bardzo dobrze sprawdza się zasada nie przywiązywania się do planów, pomysłów czy założeń. Taka odrobina filozofii buddyjskiej w praktyce :-) Wracając jednak do zmian , wybór padł na Monument Valley, której ze względu na oddalenie od pierwotnej trasy w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Czyli jak się okazało nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo miejsce było zdecydowanie warte odwiedzenia i osobiście żałowałam, że wcześniej nie udało nam się go nigdzie wcisnąć.
Flagstaff opuszczaliśmy w żółwim tempie otoczeni szarością i bielą


By po chwili znaleźć się w krajobrazie prawie księżycowym





Do pokonania mieliśmy w sumie około 300 mil a bazą noclegową było Page.
Wzdłuż całej trasy dostrzec można było porozrzucane domostwa Indian Navaho, którzy w większości zamieszkują te tereny a także są od zawsze gospodarzami tutejszych rezerwatów- również Monument Valley.



Myślę , że każdy kojarzy  Monument Valley z filmów- a nakręcono ich tu około 100 począwszy od produkcji Johna Forda z Johnem Wayne`m poprzez Rio Grande (chociaż nie ma w tym rezerwacie żadnej rzeki), 2001: Odyseję kosmiczną, Transformersów , Foresta Gumpa czy W Krzywym Zwierciadle:Wakacje.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że akurat w tym dniu nie można było wjeżdżać na teren parku własnymi samochodami a jedynie wykupić przejażdżkę w pick up`ach Indian za jakieś horrendalne kwoty typu 75$ za osobę. Może gdyby pogoda była bardziej sprzyjająca, skusilibyśmy się. Ale ponieważ wiało niemiłosiernie a od strony Kayenty nadciągały sine chmury i opady śniegu ograniczyliśmy się jedynie do krótkiej sesji fotograficznej.











Myślę, że nie ma się tu o czym za bardzo rozpisywać. Zdjęcia oddają może w połowie monstrualność tych skał wysokich na 300 metrów, które swe kolory zawdzięczają dwóm rodzajom piaskowca (Nawaho i Wingate) a kształt erozji eolicznej. Niby tylko tyle i aż tyle.
To był jednak  dopiero przedsmak tego co czekało na nas w Page, ale o tym następnym razem.....


Comments System

Disqus Shortname

Copyright © 2016 World on the plate , Blogger